Jeśli czytasz, to wpisz komentarz. Dziękuję!

wtorek, 14 grudnia 2010

Droga przez mękę...

Tradycyjnie ok. 14 wybrałam się z do Pilicy na pocztę, aby nadać pilnie oczekiwane paczki dla klientów mojego sklepiku. Ponieważ droga dojazdowa do trasy 794 była zablokowana - droga ma obecnie szerokość na jedno osobowe auto a po bokach 2 metrowe śniegowe bandy i akurat jakieś autko zakopało się w zaspie a właśnie nadjechał ciągnik, aby go wydobyć - cofnęłam się do Kidowa i wybrałam drogę przez Przychody. Niestety po drodze okazało się, że pługi dopiero zaczęły tam pracę, droga jest nieprzejezdna więc nie było rady, musiałam się wrócić z powrotem. W Kidowie, na krzyżówce koło kościoła od innych kierowców dowiedziałam się, że dojazd do 794 jest w miarę przejezdny więc pełna optymizmu ale też obaw wyruszyłam. Jakoś przebrnęłam, choć do standardów przejezdności ta droga miała jeszcze wiele...
Załatwiłam sprawy w Pilicy i wyruszyłam z powrotem do domu. Umyśliłam sobie, że może droga w Przychodach jest już przejezdna bo przy odśnieżaniu pracował tam przecież ciężki sprzęt, więc tam się skierowałm - tu bolesne zaskoczenie - do pewnego momentu było dobrze a potem było miejsce, gdzie wiatr nawiał śnieg z pól i zakopałam się autem w tym śniegu skutecznie - w szczerym polu! Zanim dotarłam na piechotę do jakiś zabudowań i znalazłam pomoc minęło sporo czasu. Uwolnienie auta ze śniegowych okowów też nie poszło jak z płatka, potrzebne było wsparcie, najpierw odśnieżanie wokół i pod podwoziem łopatą, próby wypychania, wreszcie holowanie innym autem... a zrobiło się już ciemno...
W końcu się udało:) Wymarzłam, umęczyłam się psychicznie, wypadało też zapłacić wybawcom... Ze strachem ponownie skierowałam się na zwykle uczęszczaną trasę. Nie była idealnie przejezdna, ale udało się nie zakopać i już ok. 18 szczęśliwie powróciłam do domu...
Po ciepłym posiłku i herbacie z prądem (prądu dużo było) nareszcie przeszły mi dreszcze i mam nadzieję, że choroba mnie minie...
Wnioski: bezwzględnie trzeba wozić w aucie saperkę, linę holowniczą, latarkę i naładowaną komórkę!
Staram się nie ugiąć ale siły Matki Natury nie jednego już złamały...

9 komentarzy:

  1. Mogę się tylko pocieszyć, że nie muszę podobną trasą zasuwać do pracy. Ale jak pocieszyć Ciebie?
    Może narty jednak i zaprzęg psi.... to działa.

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany ale sie działo. i to jeszce ze 2 miesiące tak bedzie . Ciezko jest nam zimą co?

    OdpowiedzUsuń
  3. och, prawdziwy koszmar!:) dobrze, że Ty wyszłaś z tego bez szwanku i mam nadzieję, że prąd w herbacie skutecznie zdusił objawy przemarznięcia w zarodku...
    pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspieramy Cię! Ja proponuję do tego żelaznego zestawu dorzucić jeszcze ciepły koc i termos z gorąca herbatą. Zawsze to łatwiej przetrwać i jakby co na pomoc zaczekać...Aaaa - i nie zaszkodzą łańcuchy na koła!
    Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czasami przydaje się jeszcze pił łańcuchowa, no i obowiązkowo jakies cukierki i papier toaletowy;]

    OdpowiedzUsuń
  6. kable do odpalanie auta i mój maż wozi w worku piasek albo sól w większej ilości...pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  7. hi, hi... ale niezbędnik się skompletował:)
    Dobrze, że mam kombi, to wszystko pomieszczę!
    Soli od dawna już nie ma w okolicy, chyba, że kuchenna, ale ... hurra, mam przecież piasek!

    OdpowiedzUsuń
  8. To może ja jeszcze raz nieśmiało z tym łosiem??? Do zderzaka go!

    OdpowiedzUsuń
  9. zgoda, niech łoś też będzie!
    zawsze to jakieś towarzystwo:)

    OdpowiedzUsuń