Chodzi sobie ta moja Munia po domu w tym nieszczęsnym kołnierzu, obija o sprzęty i ściany a także ociera nim o chorą łapkę.
Założyłam jej wobec tego cienką bawełnianą warstwę bandaża, żeby była wentylacja i żeby się nie kaleczyła rany oraz zdjęłam kołnierz.
Miałam ją na oku!
Lecz... wystarczyła chwila mojej nieuwagi, a panienka raz dwa poradziła sobie z opatrunkiem!
Rana, niestety nie goi się zbyt dobrze, zaczęła się lekko ślimaczyć, szwy częściowo puściły, bo łajza je szybko wylizała :(
I tak źle i tak niedobrze.
Przemywam fioletem.
Jutro kolejna wizyta u weta, konsultacja i zastrzyk, może Pani wet coś poradzi...