Jeśli czytasz, to wpisz komentarz. Dziękuję!

wtorek, 9 sierpnia 2011

O ja blondynka - czyli ... pora na ocet jabłkowy

Ponieważ jabłka obrodziły latoś, postanowiłam zrobić ze spadów, których jest dużo - ocet jabłkowy.


O właściwościach i zaletach tego specyfiku można poczytać np. tutaj
Znalazłam w sieci przepis:
Z umytych jabłek wyciąć zepsute lub robaczywe części, owoce zmiażdżyć lub zetrzeć na tarce. Można zużyć również skórki z jabłek oraz resztki pozostałe podczas sporządzania kompotu. Miazgę tę umieścić w szklanym naczyniu i zalać ciepłą, przegotowaną wodą w ilości pół litra na 0,4 kg miazgi.
Na każdy litr wody dodać 100 g miodu lub cukru, a w celu przyspieszenia fermentacji - do 10 g drożdży piekarniczych i 20 g suchego razowego chleba. Naczynie przykryć gazą i trzymać w ciepłym miejscu w temp. 20-30 st.C. Miazgę należy 2-3 razy dziennie pomieszać drewnianą łyżką. Po 10 dniach zlać wszystko odciskając przez gazę a otrzymany sok przecedzić ponownie do naczynia z szerokim otworem i na każdy litr soku dodać 50-100 g miodu lub cukru. Co jakiś czas mieszać trzymając naczynie w ciepłym miejscu w celu przeprowadzenia drugiego stadium fermentacji. Jest ona zakończona, gdy płyn się uspokoi i przybierze jasny kolor a osad zacznie opadać na dno naczynia. W zależności od jakości soku ocet jabłkowy będzie gotowy do użytku po 40-60 dniach. Wtedy przelać go do ciemnych butelek, wykładając lejek gazą.
Butelki szczelnie zakorkować i zalać woskiem lub lakierem, trzymać w chłodnym, ciemnym miejscu.
No i fajnie:)
Tyle przepis a w praktyce użyłam:
2 słoje o pojemności 4,25 l
3,5 kg miazgi jabłkowej
40 g drożdży
400 g cukru (na początek)
4 l przegotowanej, ciepłej wody
Wyglądało to tak:


ogólnie cieszyło oko i byłam zadowolona:)
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie przedstawię zdjęć sytuacji jaką zastałam w tym samym miejscu 2 godz. później... :(
Nie było czasu na foto: burzliwa fermentacja drożdżowo - jabłkowa spowodowała zalanie parapetu i podłogi słodkim, lepkim zaczynem jabłkowym. W pokoju zamiast pysznego, jabłkowego aromatu unosił się ciężki drożdżowy zapaszek a w powietrzu latały muszki owocowe (zastanawiające, jak szybko potrafią się pojawić? istne demony prokreacji...)
a miało być tak pięknie...
W gorączce rzuciłam się do pracy aby opanować sytuację.

Efekt jest taki, że po umyciu podłogi zawartość buzujących słoików przelałam do plastikowego kubełka fermentacyjnego:( nie wygląda już tak ładnie) - a słoje przydadzą się później, po drugim etapie fermentacji.
...
Chyba pomroczność jasna spowodowała, że nie pamiętałam jak bardzo burzliwie fermentują jabłka (a przecież na ziemi stoi balon z jabcokiem i bulka jak szalony!) - dlaczego napakowałam tych jabłek prawie po brzegi? tego nie wie nikt!
Usprawiedliwić mnie może jedynie fakt, że ocet jabłkowy robię po raz pierwszy!
Pozdrawiam:)