Tradycyjnie ok. 14 wybrałam się z do Pilicy na pocztę, aby nadać pilnie oczekiwane paczki dla klientów mojego sklepiku. Ponieważ droga dojazdowa do trasy 794 była zablokowana - droga ma obecnie szerokość na jedno osobowe auto a po bokach 2 metrowe śniegowe bandy i akurat jakieś autko zakopało się w zaspie a właśnie nadjechał ciągnik, aby go wydobyć - cofnęłam się do Kidowa i wybrałam drogę przez Przychody. Niestety po drodze okazało się, że pługi dopiero zaczęły tam pracę, droga jest nieprzejezdna więc nie było rady, musiałam się wrócić z powrotem. W Kidowie, na krzyżówce koło kościoła od innych kierowców dowiedziałam się, że dojazd do 794 jest w miarę przejezdny więc pełna optymizmu ale też obaw wyruszyłam. Jakoś przebrnęłam, choć do standardów przejezdności ta droga miała jeszcze wiele...
Załatwiłam sprawy w Pilicy i wyruszyłam z powrotem do domu. Umyśliłam sobie, że może droga w Przychodach jest już przejezdna bo przy odśnieżaniu pracował tam przecież ciężki sprzęt, więc tam się skierowałm - tu bolesne zaskoczenie - do pewnego momentu było dobrze a potem było miejsce, gdzie wiatr nawiał śnieg z pól i zakopałam się autem w tym śniegu skutecznie - w szczerym polu! Zanim dotarłam na piechotę do jakiś zabudowań i znalazłam pomoc minęło sporo czasu. Uwolnienie auta ze śniegowych okowów też nie poszło jak z płatka, potrzebne było wsparcie, najpierw odśnieżanie wokół i pod podwoziem łopatą, próby wypychania, wreszcie holowanie innym autem... a zrobiło się już ciemno...
W końcu się udało:) Wymarzłam, umęczyłam się psychicznie, wypadało też zapłacić wybawcom... Ze strachem ponownie skierowałam się na zwykle uczęszczaną trasę. Nie była idealnie przejezdna, ale udało się nie zakopać i już ok. 18 szczęśliwie powróciłam do domu...
Po ciepłym posiłku i herbacie z prądem (prądu dużo było) nareszcie przeszły mi dreszcze i mam nadzieję, że choroba mnie minie...
Wnioski: bezwzględnie trzeba wozić w aucie saperkę, linę holowniczą, latarkę i naładowaną komórkę!
Staram się nie ugiąć ale siły Matki Natury nie jednego już złamały...
Mogę się tylko pocieszyć, że nie muszę podobną trasą zasuwać do pracy. Ale jak pocieszyć Ciebie?
OdpowiedzUsuńMoże narty jednak i zaprzęg psi.... to działa.
O rany ale sie działo. i to jeszce ze 2 miesiące tak bedzie . Ciezko jest nam zimą co?
OdpowiedzUsuńoch, prawdziwy koszmar!:) dobrze, że Ty wyszłaś z tego bez szwanku i mam nadzieję, że prąd w herbacie skutecznie zdusił objawy przemarznięcia w zarodku...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło!
Wspieramy Cię! Ja proponuję do tego żelaznego zestawu dorzucić jeszcze ciepły koc i termos z gorąca herbatą. Zawsze to łatwiej przetrwać i jakby co na pomoc zaczekać...Aaaa - i nie zaszkodzą łańcuchy na koła!
OdpowiedzUsuńPozdrowionka!
Czasami przydaje się jeszcze pił łańcuchowa, no i obowiązkowo jakies cukierki i papier toaletowy;]
OdpowiedzUsuńkable do odpalanie auta i mój maż wozi w worku piasek albo sól w większej ilości...pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńhi, hi... ale niezbędnik się skompletował:)
OdpowiedzUsuńDobrze, że mam kombi, to wszystko pomieszczę!
Soli od dawna już nie ma w okolicy, chyba, że kuchenna, ale ... hurra, mam przecież piasek!
To może ja jeszcze raz nieśmiało z tym łosiem??? Do zderzaka go!
OdpowiedzUsuńzgoda, niech łoś też będzie!
OdpowiedzUsuńzawsze to jakieś towarzystwo:)