Jeśli czytasz, to wpisz komentarz. Dziękuję!

wtorek, 21 sierpnia 2012

Żydowskie święto w Lelowie

Byłam, zobaczyłam, posmakowałam, pohandlowałam i ... mało nie padłam trupem z upału!
Oto moje wrażenia.
Impreza
Dwudniowa impreza w Lelowie zorganizowana była z rozmachem, ale w końcu to 10 edycja!
Zaznaczam tu, że na poprzednich nie bywałam i opinie znam tylko z przekazów ustnych zaprzyjaźnionych osób ...
Były występy estradowe, wystawa fotografii, uroczyste zapalenie menory... wszystko to z dala od części handlowej, więc nic nie widziałam:(
a szkoda...
Wystawców całe mnóstwo, zjechali do Lelowa z całego kraju.
Prym, jak to na takich festynach, wiodła gastronomia (z racji upału stoiska z napojami przeżywały prawdziwe oblężenie). Poza tym było trochę fajnego rękodzieła, gotowych upominków (chińskich?), wyrobów z wikliny, bukietów z suszu ale też takie kwiaty jak stoisko z piecami grzewczymi czy też kolektory słoneczne (!) ciekawe, jaki sukces handlowy odnieśli?
Do Lelowa pojechałam sama, więc nie bardzo mogłam opuścić swoje stoisko, poza paroma szybkimi wypadami w kierunku gastronomii...
Gastronomia
Posmakowałam paru potraw kuchni żydowskiej serwowanych na festynie i muszę przyznać, że... jestem zawiedziona:(((
Kugel - zapiekanka z surowych, tartych ziemniaków okazał się być bez smaku, a ziemniaki trąciły surowizną. Miał się nijak do babki ziemniaczanej, którą jadłam na podlasiu...
Czulent - zapiekanka z kaszy, mięsa, fasoli i dodatków okazał się być tłustą breją, tak tłustą, że nie dało się tego jeść...chyba, że popijając mocnym trunkiem. Przyjechałam samochodem, więc ta opcja nie wchodziła w grę. A popić było czym - było przecież stoisko z Lelowską śliwowicą.
Gęsie szyjki - nadziewane farszem z bułki i wątróbki były w miarę, ale nie umywały się do tych domowych, które kiedyś jadłam a nawet troszkę pomagałam je przyrządzić.
Pierogi - nie żydowskie, tylko zwykłe, ruskie i z grzybami i kapustą były chyba przygotowane na tydzień wstecz i codziennie odgrzewane...
Ciulimu nie próbowałam.
Nie wiem, czy to sprawa masowej gastronomii czy co innego, ale ogólnie nie był to raj dla podniebienia... przynajmniej mojego, a wybredna raczej nie jestem...
Za to lelowski chleb na zakwasie jest przepyszny, smakuję go do dziś i śmiało polecam, a zakupiłam... w sklepie na rynku w Lelowie, tym koło banku... :)
Handel
Niezliczone tłumy odwiedziły festyn w Lelowie. Kolorowy, roznegliżowany potok ludzi leniwie przewalał się w niewiarygodnym wręcz upale. Jak zwykle więcej oglądających niż kupujących.
Rozmawiałam z wystawcami uczestniczącymi już wielokrotnie w jarmarku lelowskim i pod względem handlowym jest coraz gorzej - znak czasu...
Na moim stoisku największym powodzeniem cieszyły się pamiątkowe kafelki, kamienie z decoupage, lniane serduszka oraz filcowe korale.
Ludzie
Szczerze mówiąc, jadąc tam spodziewałam się widoku ortodoksyjnych Żydów w czarnych kapeluszach, chałatach i z pejsami...ale, może przez ten upał, pozdejmowali tradycyjne okrycia i udało mi się dostrzec zaledwie dwóch (!) gości w jarmułkach. Natomiast w kilku przypadkach, podczas transakcji, panowie powoływali się na swoje żydowskie pochodzenie i miałam okazję się potargować:)
Miłą niespodzianką były odwiedziny paru znajomych osób, między innymi OLQI
która pstryknęła mi parę fotek, wielkie dzięki:) mam chociaż pamiątkę!
I tyle, to moje absolutnie subiektywne spostrzeżenia. Chętnie uczestniczyłabym w tym festynie jako gość, ale cóż...
Rozpisałam się okropnie (jak na mnie), mam nadzieję, że czytając nie umrzecie z nudów:)
Pozdrawiam serdecznie!