Jeśli ktoś, tak jak ja, nie pochodzi ze wsi tylko z dużego miasta, to musi wiedzieć, że na wsi można zdziadzieć.
Rozmawiałam ostatnio ze znajomą, która myśli o migracji z Katowic, gdzieś na wieś.
Wyraziła obawę (popartą przykładem z bliskiej rodziny), że się jednak dziadzieje.
Szybko przestaje się starać o swój wygląd, bo po co?
Odpuszcza kolejne "ważne" dotąd rytuały, dbanie o siebie, nowe stroje, make-up'y, fryzury.
Stosunkowo trudno nawiązać pozytywne relacje z tuziemcami, bo jest się ciągle obcym...
Ptok, krzok, pniok.
Dopiero pniok jest swój.
Czyli, co najmniej trzecie pokolenie...
Ludzie pochodzący ze wsi mają ambicje dorównać miastowym.
Stąd te nigdy nie używane balkony, kolumny przy drzwiach, bruki na podjazdach i inne miejskie wynalazki.
Szykowne stroje na sumę i inne okoliczności.
W mieście też bywają równie "szykowne" kreacje, ale gubi się to w tłumie.
I tutaj też moja ważna refleksja:
w mieście uprawiałam sport, byłam aktywna i w dobrej formie.
Trzeba było w to włożyć wysiłek:
aby wyjechać poza miasto, czasem bardzo daleko i działać, być aktywnym, w ruchu.
A na wsi nie, czemu ?
Bo możliwości są pod ręką.
Niby prościej, ale czy to oznacza łatwiej?
Nie, bo łatwe rzeczy powszednieją.
Szafy mam pełne miejskich ciuchów, które nagle dziwnie sie skurczyły i przestają być przydatne.
Do sklepu trzeba gnać w gumiakach, a nie na obcasikach tup, tup, tup, bo błocko lub śnieg.
Po gumnie łazi się w rozciągniętym podkoszulku i leginsach, bo tak jest wygodnie.
Jak tłuste włosy, to czapkę sie ubierze i git.
Paznokcie krótkie, bo praktyczne, brud łatwiej wypłukać.
Nie powiem, żebym w tym czuła się komfortowo, ale też mi nie uwiera.
Nikły mam już teraz kontakt z wcześniejszymi znajomymi.
Odczuwam obojętność, lub nawet wrogość wiejskiego środowiska, choć nie naraziłam się niczym.
Ciężko też znaleźć jakąkolwiek pracę, bo wakaty czekają wyłącznie na swoich.
To wszystko razem działa na mnie przygnębiająco.
Wieś mnie zżera.
Może dla tego, że to nie taka wieś... taka prawdziwa.
Ludzie jadą do pracy do miasta, chcą być miastowi.
Rolnicy jadą w pole.
A ja pamiętam, jak w dzieciństwie, całe letnie miesiące przebywałam u mojej prababci na wsi i było cudownie.
Ten schemat zagnieździł się w mojej głowie, idylliczny niemal i w sumie nie mogę teraz pojąć, co mnie skusiło, żeby wybrać właśnie Kidów?
Chyba lepiej bym się czuła w leśnej chacie, niż na współczesnej wsi.
Warto się dobrze zastanowić, zanim się podejmie decyzję o przeprowadzce z miasta...
Naprawdę warto!
Rozmawiałam ostatnio ze znajomą, która myśli o migracji z Katowic, gdzieś na wieś.
Wyraziła obawę (popartą przykładem z bliskiej rodziny), że się jednak dziadzieje.
Szybko przestaje się starać o swój wygląd, bo po co?
Odpuszcza kolejne "ważne" dotąd rytuały, dbanie o siebie, nowe stroje, make-up'y, fryzury.
Stosunkowo trudno nawiązać pozytywne relacje z tuziemcami, bo jest się ciągle obcym...
Ptok, krzok, pniok.
Dopiero pniok jest swój.
Czyli, co najmniej trzecie pokolenie...
Ludzie pochodzący ze wsi mają ambicje dorównać miastowym.
Stąd te nigdy nie używane balkony, kolumny przy drzwiach, bruki na podjazdach i inne miejskie wynalazki.
Szykowne stroje na sumę i inne okoliczności.
W mieście też bywają równie "szykowne" kreacje, ale gubi się to w tłumie.
I tutaj też moja ważna refleksja:
w mieście uprawiałam sport, byłam aktywna i w dobrej formie.
Trzeba było w to włożyć wysiłek:
aby wyjechać poza miasto, czasem bardzo daleko i działać, być aktywnym, w ruchu.
A na wsi nie, czemu ?
Bo możliwości są pod ręką.
Niby prościej, ale czy to oznacza łatwiej?
Nie, bo łatwe rzeczy powszednieją.
Szafy mam pełne miejskich ciuchów, które nagle dziwnie sie skurczyły i przestają być przydatne.
Do sklepu trzeba gnać w gumiakach, a nie na obcasikach tup, tup, tup, bo błocko lub śnieg.
Po gumnie łazi się w rozciągniętym podkoszulku i leginsach, bo tak jest wygodnie.
Jak tłuste włosy, to czapkę sie ubierze i git.
Paznokcie krótkie, bo praktyczne, brud łatwiej wypłukać.
Nie powiem, żebym w tym czuła się komfortowo, ale też mi nie uwiera.
Nikły mam już teraz kontakt z wcześniejszymi znajomymi.
Odczuwam obojętność, lub nawet wrogość wiejskiego środowiska, choć nie naraziłam się niczym.
Ciężko też znaleźć jakąkolwiek pracę, bo wakaty czekają wyłącznie na swoich.
To wszystko razem działa na mnie przygnębiająco.
Wieś mnie zżera.
Może dla tego, że to nie taka wieś... taka prawdziwa.
Ludzie jadą do pracy do miasta, chcą być miastowi.
Rolnicy jadą w pole.
A ja pamiętam, jak w dzieciństwie, całe letnie miesiące przebywałam u mojej prababci na wsi i było cudownie.
Ten schemat zagnieździł się w mojej głowie, idylliczny niemal i w sumie nie mogę teraz pojąć, co mnie skusiło, żeby wybrać właśnie Kidów?
Chyba lepiej bym się czuła w leśnej chacie, niż na współczesnej wsi.
Warto się dobrze zastanowić, zanim się podejmie decyzję o przeprowadzce z miasta...
Naprawdę warto!
Myślę Iza,że teraz taki styl życia,niezależnie czy wieś czy miasto.Stosunki sąsiedzkie w blokowiskach podtrzymują jedynie siłą rozpędu stare sąsiadki.Mnóstwo mieszkań wynajmują migranci z prowincji,którzy nie nawiązują relacji sąsiedzkich.No nie wiem,ale tak mi się zdaje.Bo przed czym uciekają z miasta?To samo znajdują "nawsi".
OdpowiedzUsuńHanna
Wieś rządzi się innymi prawem...
UsuńByś była na miejscu,to byś zobaczyła.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNie wiem, czy się dziadzieje, czy po prostu jest się bardziej naturalną. Jeśli stare rytuały nie pasują, to może się przeżyły i czas znaleźć nowe?Mnie jest o tyle łatwiej, że nigdy nie lubiłam się stroić i robić makijażu, ale rytuały mam, zależne od pory roku i dające wielką radość. Czasem dobrze osiedlić się w okolicy, gdzie są pokrewne dusze. U nas idzie to na dwa tory: mam w pobliżu rodzinę, więc się odwiedzamy oraz przybywają nowi osiedleńcy, wspaniali i ciekawi ludzie. Rozejrzyj się dookoła siebie, może też tak jest? A może to znak, że potrzeba ci innej wsi?
OdpowiedzUsuńI nnej wsi Jagodo.
UsuńTa jest obojętna/niechętna.
Izo, moja podobnie, może nie niechętna, ale obojętnie grzeczna.
UsuńMoja też (grzeczna i obojętna), ale to mi nie przeszkadza. Mam znajomków dookoła, w innych wsiach i miasteczkach.
UsuńCo do ciuchów dawno zrewidowałam sposób ubierania się. Tutaj potrzebuję po prostu INNYCH ciuchów.
Wiesz, sadzę, że na zdziadzienie człek sam sobie daje przyzwolenie, czasem tak jest wygodniej. Osobiście na wsi rozwinęłam skrzydła, zaczęłam robić mnóstwo rzeczy, których dotąd nie robiłam.
Żyjąc tutaj, w tej małej społeczności czuję się jak na bezludnej wyspie. Chciałam jakoś zaistnieć, coś z siebie innym dać, ale zostałam olana :(
UsuńSzkoda gadać...
Z początku też próbowałam. Szybko jednak odkryłam, że to dwa różne światy i nigdy się nie porozumiemy, więc olałam bez żalu. I tyle. Nie ma sensu rozdzieranie szat, nic na siłę. Mam wokół siebie ludzi, których znalazłam wokół, albo którzy znaleźli mnie i jest nam po drodze.
UsuńA ja naprawdę szczerze dojrzałam już do tego "zdziadzienia":) Co dzień jeszcze biegam do pracy, co prawda nie w szpileczkach, ale jednak oko trzeba narysować, fryzur nastroszyć, ciuszek podprasować, och jak mam tego dosyć! Jeszcze parę latek i gwizdnę na to wszystko. Uwielbiam być sobą, niewyprasowaną i nie narysowaną, w weekendy i w urlopy nikt mnie do tego nie zmusi. Co do sąsiadów, to raczej będę domu szukała na skraju wsi, albo na tzw kolonii, żeby za płotem mieć łąki a nie ludzi. A co do okolicy...no właśnie, skąd wiedzieć jaka to okolica? Jacy ludzie? Idylli nie szukam, ale raczej święty spokój mi się marzy...
OdpowiedzUsuńI tego Ci życzę bardzo!
UsuńIza, Podlasie. Tak inni ludzie, wioski zagubione wśród pól, czy lasów. Ludzie patrzą ostrżnie na obcych, ale są raczej przyjaźni. Osiedla się tam sporo ludzi, którzy "coś " robią, a to w glinie, a to strugają figurki, a to malują. U siebie na wsi nie mam wspólnego języka z miejscowymi, cała ich radocha, jak się nawalą. Ale ja tam jestem weekendowo i marzę o spokoju. Co do wyglądu, powiem tak, już się nabiegałam na obcasach, nastroiłam, naciuchowałam do wypęku. Teraz stawiam na wygodę, luz, choć nie przypuszczam, abym się całkiem zapuściła.Gumowce też mogą być eleganckie:)
OdpowiedzUsuńNie brakuje mi tych miejskich kreacji. Zupełnie.
UsuńLubię wygodę i funkcjonalność ubioru.
Tutaj zaczynam się po prostu źle czuć.
Może to nie moje miejsce, po prostu?
Absolutnie się nie zgadzam! Też jestem przesiedleńcem z wielkiego miasta. Mało tego, NIGDY nie mieszkałam na wsi, nie mam na wsi rodziny ni znajomych. Kilkanaście lat temu się przeniosłam na wieś i dopiero tu zrozumiałam, że miasto to miejsce do zarabiania pieniędzy, edukacji dzieci, ale NIE DO ŻYCIA!
OdpowiedzUsuńDziadzieje tylko ten, kto chce zdziadzieć. Jeśli ubierasz się dla innych, to istotnie, może nie warto się stroić, bo tylko narazisz się na śmiech. Ale zadbac o siebie - to całkiem inna sprawa. A co złego jest w krótkich paznokciach, jeśli dłonie są czyste i zadbane? Istotnie, na sumę ludzie ubierają się szykownie, jak to nazwałaś, ale też wcześniej biorą prysznic, bo wyszli z obory i nie chcą brzydko pachnieć. Mnie się to podoba!
Czy chcą dorównać miastowym? Nie jestem przekonana, że miastowi są dla nich wzorcem godnym naśladowania. Raczej wzorują się na obrazach z kolorowych gazet i filmów. Bo czemu nie, jeśli tak żyją inni?
Relacje z mieszkańcami wsi mogą być całkiem miłe, jeśli...poczujesz się jedną z nich. A nie Panią z Miasta! Mnie się udało przestać być - w ocenie mieszkańców mojej wsi -Warszawianką, a zacząć być zwyczajnie - Teńką. Bywam na spotkaniach KGW, uczestniczę w życiu wsi. I się wzajemnie szanujemy!
A szacunek nie jest przynależny z automatu ani tym z miasta, ani ze wsi. Trzeba na niego solidnie zapracować.
Tutaj jest jakoś tak ... specyficznie. Starałam się integrować, oczywiście było również KGW dla którego stworzyłam nawet bloga, ale żadnego odzewu, czy wsparcia nie było. Więc nie udostępniam, bo po co i komu?
UsuńCoś w tym jest, pamiętam jak jedna z blogerek o tym pisała( amelia ?? ) Ale chyba warto jeszcze spróbować rad dziewczyny, może znajdziesz tam kogoś życzliwego? Z tym dziadzieniem to i w mieście można ;) Ja czasem na Pietrynie łaziłam w spodniach od piżamy:))
OdpowiedzUsuńSoniczku, piżama nie załatwi sprawy, ale oryginalnie może być!
UsuńNie mam takich problemów, ludzie jak mnienie lubią to ich problem, uśmiecham się do wszystkich, nawet w centrum Wrocławia nie maluję się i chodzę w lumpeksowych ciuchach, w trampkach bądź trekingach i marzę o samotności na wsi zdala od zgiełku. Wiem, że to jest właśnie takie dziwne że wsiowi są bardziej wyfiołkowani niż miastowi bo u nich panuje przekonanie, że jak Cię widzą tak Cię piszą, a mnie to zwisa.
OdpowiedzUsuńZuch Dziewczyna!
UsuńTrafiłaś z tematem, Izo... czytam ci ja, czytam i sobie myślę jakimi słowy wlać do beczułki z dziegciem słoiczek miodu... ale o tym w zakończeniu.
OdpowiedzUsuńJedna z prawd może być taka, że na wsi z dawien dawna ludzie dzielili się na swoich i obcych lub przynajmniej wobec tych drugich byli co najmniej ostrożni, więc receptą byłoby w takich okolicznościach krakać jak one wiejskie wrony, a przecież język ten niekoniecznie musi nam się podobać. Druga kwestia jest taka, że i w posiadłościach miejskich dla przyjezdnego kontakty są utrudnione, a jeżeli są, to zwykle występują na najprostszym poziomie (level 1), co może mniej boli, bo z racji tego, że miejska populacja zwykle ludniejszą bywa, to i bratnią duszę w razie potrzeby łatwiej za kudły ułapić. Trzecia sprawa jest taka, że ludziska i tu i tam się jakoś dziwnie pozmieniali, każdy swą rzepkę skrobie i za własnym korytem się rozgląda... ot, czasy
A pisze ci te słowa człek, który przez całe swoje nędzne życie pomieszkiwał w prowincjonalnych krainach - najpierw w dzieciństwie w osadzie (typ miejsko-wiejski, fabryczny), następnie w niewielkim miasteczku, w dalszej kolejności na wsi (rozparcelowanej) i obecnie na osiedlu, gdzie dymów mniej niż dziesięć, bo jest to miejsce zesłania głównie dla ciał nauczycielskich. W tym ostatnim przebywam już lat dwadzieścia i jakem obcy był na samym początku, tak i teraz pozostaję na poboczu plotek, podjazdów, zajazdów wzajemnych kombinacji i knowań. Doszło do tego, że ostatnimi czasy prowadząc na smyczy "kawiarenkę" pozostawiam pod własnymi tekstami nazwę miejscowości, która rzeczywistości, w której żyje nie odpowiada (Dobrzelin jest to moje pierwsze, nie tak odległe od obecnego, siedlisko).
Rzecz jasna zarówno Ty w swoim tekście, jak i ja w komentarzu piszemy o naszych indywidualnych doświadczeniach, które nie sposób rozciągnąć na cały wszechświat - przynajmniej polską, wiejską dziedzinę, bo pewnie istnieje jeszcze wieś taka, jaką opisywał Jan Kochanowski w Pannie XII "Pięśni Świętojańskiej o Sobótce", a zatem doświadczenia i tych tubylców, którzy w siołach od lat pomieszkują, i przesiedleńców z miasta mają prawo być różne.
A teraz to, com na samym początku zapowiedział - jeśli nie słoiczek, to przynajmniej łyżeczka miodu, czyli z humorystycznym przymrużeniem oka... Jeremi Przybora - "Taka gmina"
Ni wyżyna, ni nizina,
Ni krzywizna, ni równina -
Taka gmina.
Ani piasek, ani glina,
Tylko lasek i olszyna -
Taka gmina.
Ani POM-u, ani młyna,
Krzyż, chałupy i krowina -
Taka gmina.
Od komina do komina
Wiater hula, deszcz zacina -
Taka gmina.
Taka gmina.
Ni wyżyna, ni nizina,
Ni krzywizna, ni równina -
Taka gmina.
Spotkasz chłopa - gęba sina,
Oj, nie wraca ci on z kina -
Taka gmina.
Miast kobiety, śpiewu, wina -
Wóda, czkawka, Gwiżdż Janina -
Taka gmina.
Nikt od ucha nie ucina,
Tylko czasem chrząszcz brzmi w trzcinach
Taka gmina.
Ni wyżyna, ni nizina,
Ni krzywizna, ni równina -
Taka gmina.
Płacze dzieciak, wyje psina,
Gdzieś ktoś kogoś czymś zarzyna -
Taka gmina.
Jaki powód, czyja wina,
Czy to skutek, czy przyczyna -
Taka gmina?
Tylko urżnąć się na chrzcinach
l wziąć zwiać do Wołomina -
Taka gmina.
Taka gmina!
Z melodyjnym wykonaniem można sie zapoznać m.in.w tym miejscu: https://www.youtube.com/watch?v=0pN8-nRo1tk
... a jeśli nie pomoże, zapraszam do Ciżemek
Upraszam o wybaczenie za taki rozpasłe się wypisamie... pozdrawiam
Dziękuję Andrzeju, czuję się tu obca i chyba chcę to zmienić. Dojrzewam do tego.
OdpowiedzUsuńps. mądrze gadasz :)
A "gmina" wypisz, wymaluj. Ot co.
Jest w tym sporo racji. Sama nie odważyłabym się zamieszkać w losowo wybranej wsi.
OdpowiedzUsuńMyślę, że wszystko zależy od osobowości i stanu umysłu. Można być bankierem i mieszkać w wielkim mieście będąc dziadem. Można być człowiekiem z klasą a żyć na wsi na co dzień hodując kury.
Losowo wybrana wieś - to bardzo trafne określenie w moim przypadku.
OdpowiedzUsuńTa lokalizacja okazała się błędna.
Mimo starań nie mam tu szans.
Zawsze mieszkałam w małych miejscowościach Jako młodej dziewczynie marzyło mi sięmiasto, kina, teatry, kawiarnie pod ręką, komunikacja miejska, wszędzie można dotrzeć nawet w godzinach późnowieczornych. Gdy wyszłam za mąż trafiłam do wsi, gdzie panowała zupełnie inna mentalność niż w mojej rodzinnej miejscowości, która nie była typowa, znajdowała się tam placówka naukowa, a mieszkańcy to w większości pracownicy naukowi. Trudno mi było, bo byłam obca, patrzono na mnie nieufnie. Ktoś mi powiedział, że tolerują mnie, bo weszłam do zasiedziałej rodziny z dziada, pradziada. Ponieważ jestem typem społecznika, zaczęłam brać udział. W różnych inicjatywach, doszło do tego, że gdy kandydowałam do lokalnego samorządu weszłam do niego z większą liczbą głosów niż stała mieszkanka tej wsi. Po jakimś czasie życie rzuciło mnie w inny kraniec Polski, też na wieś. Dosyć szybko odnalazłam swoje miejsce, realizuję swoje pasje, zainicjowałem spotkania pasjonatek robótek ręcznych, które odbywają się w naszej wiejskiej bibliotece, organizujemy wspólnie kiermasze świąteczne, z których dochód przeznaczamy na zakup nowych książek. Zakorzeniła się i tutaj. Myślę, że ważne jest wewnętrzne przekonanie, że to jest moje miejsce na ziemi. Miejscowi bywają nieufni, ale to nie powód, by sięna nich zamykać. Na pewno wśród nich są fascynujące osoby, trzeba dać im szansę i nie zniechęcać się. Czy teraz tęsknię za miastem? Nie, bo gdy mam wewnętrzną potrzebę wskakuję w super ciuchy, szpilki, nakładam makijaż i jadę do miasta, do teatru. Za każdym razem jednak wracam na swoją wieś i delektuję się ciszą, idę na spacer do lasu, podziwiam rozgwieżdżone niebo. Nasze miejsce jest tam, gdzie sami sobie je stworzymy. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa nie jestem typem społecznika, choć włożyłam sporo siły w integrację i chciałam dać coś z siebie. Tutaj jednak ciężko kogokolwiek zainteresować wyjściem z domu, żeby coś wspólnie zrobić. No tacy są tu ludzie, niestety mało otwarci :(
UsuńNie mam już przekonania, że to jest moje miejsce na ziemi. Trza szukać dalej...
"Chyba lepiej bym się czuła w leśnej chacie, niż na współczesnej wsi"
OdpowiedzUsuńMIASTO - WIEŚ - LEŚNA CHATA.
To chyba tylko siedziby dla ciała. Duch ponad tym wszystkim nieprawdaż?
Tadeusz, i tak i nie.
UsuńCzas, ludzie i miejsce może wpłynąć na utratę ducha...
czasami jak popatrzę w lustro, zastanawiam się gdzie się podziała tamta Grażyna. Gdzie mój makijaż, pomalowane na czerwono, długie paznokcie. Czasami brakuje mi tamtej Grażyny :-) Kiedyś jak pracowałam w przychodni musiałam "jakoś wyglądać" teraz wyglądam, tak jak ty piszesz :-)
OdpowiedzUsuńZa krótko tutaj mieszkam, żeby mieć wyrobione zdanie. Za kilka lat kiedy skończy się remont, i nie będę musiała tyle pracować fizycznie wrócimy do tematu :-)
Było minęło Graszko i trza się pogodzić. Wszystko to przeszłam i wiem, że nie powrócę, bo mi się nie chce, po prostu.
UsuńProszę, oto komentarz:
OdpowiedzUsuńWpis był 8 stycznia. Dziś 14! Co przeczytam jutro przy kawie???
Pozdrawiam
Hejka!
OdpowiedzUsuńWitam :).
Wypowiem się odnośnie tematu,ale tylko i wyłącznie z mego punktu widzenia;).
Urodzonam "wieśniara" jestem ;)).
Prawdziwa wieś dla mnie to trud pracy w polu i w obejściu np w oborze przy zwierzętach.
A obecna wieś jaka jest? Mieszkam na wsi, a pracuję w mieście i mówię tu o sobie,ale wiele osób tak ma. W sumie znaczna większość.
A rolnik to zawód niezbyt poszukiwany z wielu względów ,a polityka obecna uważa, że lepiej kupić z zagranicy. Ceny płodów rolnych oszałamiają, a koszty produkcji przerażają. A motto "miastowych" to zrobić zakupy ijak najmniej zapłacić i twierdzić, że rolnicy i tak mają dobrze, bo mają dotacje i wypasione traktory. W sumie to temat rzeka.
Jeszcze z babskiej perspektywy się wypowiem ;)
Wieśniara jestem, ale regularnie uczęszczam do fryzjera(co 2-3 miesiące). Aktywnie używam roweru; wyjeżdżam na krótkie urlopy;co jakiś czas wymieniam ciuchy w szafie(nie z powodu trendów w modzie tylko dla samej odmiany lub po schudnięcie/utyciu;dużo czytam. I co dziwne nie jestem mentalnie związana z wiejską społecznością, bo moje myślenie nie jest ani"wioskowe" ani "miastowe". Dziwolung,co ?;))
W sumie też najchętniej mieszkałabym w leśnej chacie z dala od ludzi ;))
No to u mnie jest tak: była jedna niewielka hodowla bydła, ale padła. W niektórych gospodarstwach mają po parę krówek lecz nie uświadczysz ich na pastwisku - całe życie w oborze, karmione kiszonkami...
UsuńCi, co mają hektary pracują w polu sprzętem wartym duże pieniądze, reszta zaiwania w mieście lub jest już na emeryturze - tych jest większość. Wszystko kupuje się w mieście, bo taniej, a w ubiegłym roku zamknęły się dwa malutkie sklepiki. Jak jescze istniały, to z dużym powodzeniem sprzedawały np. gotowe ciasta, już nie piecze się w domu?
Do fryzjera nie chodzę, bo mam długie włosy, które sobie po prostu rosną:)
Nie maluję się bo od dawna mam alergię na kosmetyki kolorowe.
Nie wyjeżdżam na urlopy bo pies i brak środków.
Powyżej wspomniała Maszaikasza, że na Podlasiu są przyjaźni ludzie. Nie wiem jak to określić, ale słyszałam nieraz, że na Podlasiu są sympatyczni ludzie. Jako Podlasianka powiem, że ludzie tacy jak wszędzie. są sympatyczni, są przyjaźni, ale jest mnóstwo zawistnych, zarozumiałych, egoistycznych. Może kiedyś, kiedyś to stwierdzenie o sympatycznych ludziach się sprawdzało chociaż ja osobiście w to powątpiewam.
OdpowiedzUsuńA poza tym we wrześniu byłam w Twych stronach;)
http://takietampstrykanie.blogspot.com/2016/09/na-jurze-krakowsko-czestochowskiej.html
Ta przyjazność często pochodzi od ludzi, którzy wyemigrowali z miast. Mają szersze horyzonty myślenia, uzdolnienia (często artystyczne) oraz pomysł na życie. Szukają bratnich dusz bo są otwarci na ludzi.
UsuńPiękne foty porobiłaś, gratuluję.
Byłaś bardzo blisko Kidowa, szkoda, żeśmy się nie zgadały :(
Wszystko przed nami :)
UsuńDo Ogrodzieńca/Podzmcza jeszcze muszę, bo część na którą chciałam koniecznie wejść była w remoncie.
A z tą serdecznością/przyjaznością to sama nie wiem. Ja jestem otwarta do ludzi i tak wychowałam dzieci. Ale przez tą otwartość dostałam nieraz wpieprz...od życia ;)).
Szerokie horyzonty to tak,owszem trzeba je poszerzać.Ale jak robić to wśród ludzi ze sztywnością umysłową? Mam wrażenie, że wśród takich żyję ;(
Pozdrawiam!
Właśe też mam ten dylemat z tą otwartością.
UsuńOtworzysz się i wszystko będzię potem przeciw tobie.
Słowem, nie można ufać każdemu, ale to truizm przecie :)
Ujęłaś temat bardzo trafnie.
No i zapraszam do siebie, jeśli oczywiście będę tu jeszcze pomieszkiwać.