Jeśli czytasz, to wpisz komentarz. Dziękuję!

czwartek, 30 sierpnia 2012

Zaproszenie

Otrzymałam dziś zaproszenie do udziału w targach rękodzieła organizowanych przez Pałac Kawalera w Świerklańcu.
fot. Paweł Michalik
Impreza ma odbyć się 30 września i w zamyśle ma być plenerową, lecz jeśli aura na to nie pozwoli, wystawcom i odwiedzającym udostępniona zostanie specjalna sala.
Organizatorzy postawili sobie za cel zgromadzenie w jednym miejscu twórców oryginalnych prac rękodzielniczych a piękno i urok pałacyku wydaje się wręcz idealną scenerią do ich prezentacji.
Zapraszam wszystkie osoby chcące pokazać swoje wyroby do udziału w tym kiermaszu.
Udział jest bezpłatny z więcej informacji pojawi się wkrótce na stronie pałacu.
Potwierdzenie uczestnictwa mail do pałacu  lub mail do mnie 
Pozdrawiam i do zobaczenia.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Zimowy przecier na zupę ogórkową

Z większych ogórków, lub takich mniej foremnych proponuję zrobienie przecieru na zupę ogórkową.
Wykonanie banalne, szybkie i mało kosztowne:)
Składniki: ogórki gruntowe, zielony koperek, czosnek, sól, wkład własny w postaci pracy!
Ogórki obrać.
Zetrzeć na tarce do jarzyn.
Posolić i po chwili odsączyć nadmiar ogórkowej wody.
Dodać poszatkowany koperek i zmiażdżony czosnek, wymieszać.
Zapakować do czystych słoików, zakręcić, jakiś czas czekać, najlepiej aż przyjdzie zima ...
Przecier nie wymaga pasteryzacji, sam się ukisi i zamknie w słoiku, proste?
Polecam:)

sobota, 25 sierpnia 2012

Jesień

... idzie!
podając na talerzu feerię barw i smaków.
Dziś, po wyprawie do lasu, serwuję Wam jesienną pizzę w trzech odsłonach:)


Smacznego (oglądania)
:)

piątek, 24 sierpnia 2012

Pora na... szykowanie zapasów na zimę

Sezon ogórkowy w pełni toteż i ja postarałam się wykazać w tym temacie:)
Ogórki kiszone na zimę, w słoikach.
W sumie proste, choć dość pracochłonne, jeśli wliczy się czas na zakup, przygotowanie słoików, pozostałych składników, no i wogóle...
Kupiłam dziś rano na targu 10 kg ogórków gruntowych i wszystkie niezbędne dodatki i... poświęciłam ładnych parę godzin na przygotowania do zimy:)
Potrzebne były:
ogórki
koper
chrzan (ja kupiłam w korzeniu, ale mogą być też liście)
czosnek
listki porzeczki lub wiśni (ja miałam wiśni)
słoiki, zakrętki, wrzątek, sól, czas i wola walki...oraz żywe wspomnienie ubiegłorocznych ogórków jako najlepszy motywator do pracy:)
Nie będę podawać przepisu, internet jest ich pełen.
Zachęcam Was, róbcie własne ogórki kiszone, to jest na prawdę proste w wykonaniu (inaczej bym nie robiła przecież...)
 Pozdrawiam:)

wtorek, 21 sierpnia 2012

Żydowskie święto w Lelowie

Byłam, zobaczyłam, posmakowałam, pohandlowałam i ... mało nie padłam trupem z upału!
Oto moje wrażenia.
Impreza
Dwudniowa impreza w Lelowie zorganizowana była z rozmachem, ale w końcu to 10 edycja!
Zaznaczam tu, że na poprzednich nie bywałam i opinie znam tylko z przekazów ustnych zaprzyjaźnionych osób ...
Były występy estradowe, wystawa fotografii, uroczyste zapalenie menory... wszystko to z dala od części handlowej, więc nic nie widziałam:(
a szkoda...
Wystawców całe mnóstwo, zjechali do Lelowa z całego kraju.
Prym, jak to na takich festynach, wiodła gastronomia (z racji upału stoiska z napojami przeżywały prawdziwe oblężenie). Poza tym było trochę fajnego rękodzieła, gotowych upominków (chińskich?), wyrobów z wikliny, bukietów z suszu ale też takie kwiaty jak stoisko z piecami grzewczymi czy też kolektory słoneczne (!) ciekawe, jaki sukces handlowy odnieśli?
Do Lelowa pojechałam sama, więc nie bardzo mogłam opuścić swoje stoisko, poza paroma szybkimi wypadami w kierunku gastronomii...
Gastronomia
Posmakowałam paru potraw kuchni żydowskiej serwowanych na festynie i muszę przyznać, że... jestem zawiedziona:(((
Kugel - zapiekanka z surowych, tartych ziemniaków okazał się być bez smaku, a ziemniaki trąciły surowizną. Miał się nijak do babki ziemniaczanej, którą jadłam na podlasiu...
Czulent - zapiekanka z kaszy, mięsa, fasoli i dodatków okazał się być tłustą breją, tak tłustą, że nie dało się tego jeść...chyba, że popijając mocnym trunkiem. Przyjechałam samochodem, więc ta opcja nie wchodziła w grę. A popić było czym - było przecież stoisko z Lelowską śliwowicą.
Gęsie szyjki - nadziewane farszem z bułki i wątróbki były w miarę, ale nie umywały się do tych domowych, które kiedyś jadłam a nawet troszkę pomagałam je przyrządzić.
Pierogi - nie żydowskie, tylko zwykłe, ruskie i z grzybami i kapustą były chyba przygotowane na tydzień wstecz i codziennie odgrzewane...
Ciulimu nie próbowałam.
Nie wiem, czy to sprawa masowej gastronomii czy co innego, ale ogólnie nie był to raj dla podniebienia... przynajmniej mojego, a wybredna raczej nie jestem...
Za to lelowski chleb na zakwasie jest przepyszny, smakuję go do dziś i śmiało polecam, a zakupiłam... w sklepie na rynku w Lelowie, tym koło banku... :)
Handel
Niezliczone tłumy odwiedziły festyn w Lelowie. Kolorowy, roznegliżowany potok ludzi leniwie przewalał się w niewiarygodnym wręcz upale. Jak zwykle więcej oglądających niż kupujących.
Rozmawiałam z wystawcami uczestniczącymi już wielokrotnie w jarmarku lelowskim i pod względem handlowym jest coraz gorzej - znak czasu...
Na moim stoisku największym powodzeniem cieszyły się pamiątkowe kafelki, kamienie z decoupage, lniane serduszka oraz filcowe korale.
Ludzie
Szczerze mówiąc, jadąc tam spodziewałam się widoku ortodoksyjnych Żydów w czarnych kapeluszach, chałatach i z pejsami...ale, może przez ten upał, pozdejmowali tradycyjne okrycia i udało mi się dostrzec zaledwie dwóch (!) gości w jarmułkach. Natomiast w kilku przypadkach, podczas transakcji, panowie powoływali się na swoje żydowskie pochodzenie i miałam okazję się potargować:)
Miłą niespodzianką były odwiedziny paru znajomych osób, między innymi OLQI
która pstryknęła mi parę fotek, wielkie dzięki:) mam chociaż pamiątkę!
I tyle, to moje absolutnie subiektywne spostrzeżenia. Chętnie uczestniczyłabym w tym festynie jako gość, ale cóż...
Rozpisałam się okropnie (jak na mnie), mam nadzieję, że czytając nie umrzecie z nudów:)
Pozdrawiam serdecznie!

czwartek, 16 sierpnia 2012

Jadę do Lelowa!

W najbliższą sobotę i niedzielę w Lelowie odbędzie się X Święto Ciulimu-Czulentu.
Szykuję się z moimi pracami na gościnne występy:)
Poza prezentowanymi już wcześniej  krzemieniami z decoupage
zrobiłam całe mnóstwo, rustykalnych w charakterze pamiątkowych zawieszek (decoupage na kafelkach) i mam nadzieję, że znajdą amatorów...
Poza tym, oczywiście biżuteria i ozdoby z filcu - czyli nic specjalnie nowego:)
Serdecznie zapraszam na festyn!

środa, 1 sierpnia 2012

Kosi, kosi się i to jak:)

Inni mają dobre kosy...
mam
i ja!
Się porobiło z tym koszeniem, ale powoli zaczynam być w temacie!
I opiszę to Wam!
Ale najpierw pochwalę się moją nową kosą!
Ergonomiczny, dość futurystyczny kształt aluminiowego, lekkiego kosiska, podwójny uchwyt z możliwością regulacji i krótkie 60 cm ostrze montowane na imbus. Proste i funkcjonalne.
Tyle o gotowej kosie (fajna, nie?) ale aby ją przygotować do pracy niezbędne są właściwe NARZĘDZIA!
I tu, muszę przyznać po raz kolejny otworzyłam oczy ze zdumienia, jakiej wiedzy trzeba, aby wykonać tę robotę fachowo!
I tak potrzeba nam:
- odpowiednio wyprofilowanej babki do klepania kos (te dostępne w sprzedaży wymagają zeszlifowania!)
- specjalnego młotka do klepania kos (różni się od zwykłego kształtem i twardością)
- drobnego papieru ściernego
- osełki namoczonej w wodzie (koniecznie!)
Na koniec najważniejsze: potrzeba nam MISTRZA w temacie kos i koszenia!
No i tu również sukces, mam też Mistrza, solidnego teoretyka i miłośnika z dużą praktyką w tej dziedzinie.
Pobierać nauki u Kogoś takiego, to czysta przyjemność.
A kosę klepie się tak:
Klepanie wymaga cierpliwości i dokładności, nie da się zrobić tego na szybko
- to również rękodzieło...
Po wyklepaniu ostrze trzeba jeszcze przeciągnąć osełką, ale to już temat na kolejny post...
Dodam jeszcze na koniec, że koszenie tym nowym sprzętem jest wygodne, niemęczące i co najważniejsze, skuteczne - słowem ta kosa jest godna polecenia!
Pozdrawiam:)