Pogoda piękna, choć trochę wieje.
Munia chętnie wychodzi na dwór, w domu brakuje jej przestrzeni.
No, to chodzimy... często.
Bartek, towarzysz Muni jest nadal niepocieszony, samotny, całymi godzinami szwenda się po gumnie, ryje ziemne dziury i wyje, piszczy i znów wyje ...
Bo on w budzie a ona w domu, buuu....
Miłość?
Niestety teraz, kiedy rana zaczyna się goić i swędzieć, kołnierz okazał się przeszkodą.
Munia, co prawda nie liże rany ale kaleczy ją właśnie tym kołnierzem...
Zakładam jej opatrunek z cienkiego, ażurowego bandaża i pilnuję...
Nadal aplikuję jej środek przeciwbólowy i przemywam ranę fioletem.
Kiedyś Frodo skaleczył sobie nogę i błyskawicznie zdejmował opatrunki. Ze starej, skórzanej rękawiczki wycięłam prostokąt odpowiedniej szerokości, porobiłam dziurki i sznurowałam mu jak buty. Pomogło. Też sobie zdejmował, ale dużo rzadziej, czasem wcale.
OdpowiedzUsuńHana, po tej operacji szyta rana wymaga wietrzenia/wysuszenia.
OdpowiedzUsuń8 szwów.
Bidula...
Zapomniałam dodać, że w skórzanej skarpetce porobiłam dziury, no i zakładałam, kiedy musiałam go spuścić z oka.
OdpowiedzUsuńFaktycznie biedna ta łapeczka Twojej suni. Niech się szybko goi! Trzymam za Was kciuki, bo i Ty jesteś tym na pewno zmęczona. Wiem, jak mnie cała ta choroba dała w kość.
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się zatem :)
pozdrowienia
Zdrowia dla Muni, a miłość to jest na pewno
OdpowiedzUsuńDużo, dużo zdrowia dla Muni, niech się dobrze goi! Trzymajcie się , dziewczyny.
OdpowiedzUsuńDziewczyny, dziękuję za życzenia, Munia też:)
OdpowiedzUsuń